piątek, 22 lipca 2011

Zawiodła komunikacja

Wczoraj rano wyjechałem do Katowic. Na miejsce dojechaliśmy około 11.30. Na izbie przyjęć nie było kolejki więc wszystko poszło szybko i sprawnie. Już przed 12 tą byłem pacjentem jednego z odcinków. Rozpakowałem swoje rzeczy na sali, oddałem Asi puste torby i właśnie mieliśmy się pożegnać gdy okazało się, że jeszcze tego samego dnia mogę wrócić do domu. Tak też się stało. Okazało się, że nie ma jeszcze leku, którym mam być leczony i będzie on dopiero dostępny od 1 sierpnia. W tej sytuacji musiałbym czekać w klinice 10 dni bez podejmowania żadnych działań lub wrócić do domu. Oczywiście wybrałem tę drugą opcję. Trochę byłem niezadowolony, że nikt do mnie nie zadzwonił informując mnie o tym przesunięciu. Nie trzeba by było jechać z Rzeszowa do Katowic. Byłem już nastawiony i zdecydowany na dalsze leczenie, a tu taka niespodzianka. Ogólnie bardzo się cieszę, że spędzę w domu jeszcze ponad tydzień, jednak w ostatecznym rozrachunku i tak nic się nie zmieni bo trzeba będzie wrócić do Katowic. Mam tylko wielką nadzieję, że w czasie jak ja będę jeszcze nabierał sił w domowych pieleszach blasty nie rozszaleją się w moim szpiku na dobre. Ogólnie jestem w dość dobrej formie, jednak przez ten okres muszę zachować szczególną ostrożność żeby nie załapać żadnej infekcji, która mogłaby wszystko dodatkowo odciągnąć. Nie pozostaje mi nic innego jak cieszyć się "domem" jeszcze do końca lipca a od początku sierpnia ostro wziąć się w garść i rozpocząć tę "ostatnią prostą" na drodze do zdrowia.