czwartek, 28 stycznia 2010

Dzisiaj 66 dzień
Początkowo jak się zbliżał czułem rosnące zdenerwowanie. Poprzednie wyniki nie były złe ale nie można też o nich powiedzieć dobre. Po ostatniej wizycie dopadło mnie dokuczliwe przeziębienie, kaszel i katar dały mi w kość. Dodatkowo kilka dni temu dowiedziałem się, że czeka mnie kilkudniowy pobyt w szpitalu w Dębicy związany z badaniami wątroby a dokładniej obecności i ewentualnie aktywności wirusa WZW. (Przypomnę, że w sierpniu miałem mikrowznowę tego wirusa). Do Katowic jak to się mówi jechałem z duszą na ramieniu, choć wiedziałem, że sytuacja nie jest zła bo pierwszy chimeryzm wyszedł na poziomie 99%.
Dziś o szóstej rano wsiedliśmy z Asia do samochodu i wybraliśmy się w tę ciężką drogę, gdyż pogoda była naprawdę fatalna. Zaraz za Rzeszowem zaczęła się prawdziwa śnieżyca. Wiało i sypało śniegiem tak mocno, że widoczność była tylko na kilka metrów. W okolicach Dębicy zaczęliśmy się zastanawiać czy aby nie zawrócić do domu, a potem telefonicznie nie zmienić terminu wizyty. Jednak wiedzieliśmy, że będzie to komplikacja nie tylko dla nas. Na szczęście za Dębicą widoczność się poprawiła, choć sytuacja na drodze nadal była ciężka. Do Katowic dojechaliśmy około 11-tej przed południem. Na szczęście nie musieliśmy długo czekać na wizytę. Po odebraniu wyników morfologii na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Najważniejsze wartości wróciły w granicę normy. (WBC – 9,5  hemoglobina – 14,1 a płytki 190 tys.) Sama wizyta przebiegła też bez większych stresów i niespodzianek. Dodatkowo dowiedziałem się, że kolejny wynik chimeryzmu wynosił okrąglutkie 100% :o). Doktor powiedział mi, że dobrze by było abym postarał się przesunąć termin tego pobytu w Dębicy na oddziale chorób zakaźnych, gdyż od mojego przeszczepu nie upłynęło jeszcze zbyt dużo czasu i nie byłoby to dla mnie zbyt bezpieczne. Już o 12 byliśmy w drodze powrotnej. Warunki drogowe też się nieco poprawiły, gdyż temperatura na zewnątrz nieco się podniosła. Zadzwoniłem do lekarza, który prowadzi mnie w Dębicy i ustaliłem, że w drodze powrotnej wstąpię tylko do szpitala na pobranie krwi do badań kontrolnych i po kolejną „partię” leków. Sam byłem zaskoczony jak wszystko szybko i sprawnie udało nam się w tym dniu załatwić. Oby wszystkie następne dni były tak szczęśliwe. Tego samego chciałbym życzyć wszystkim innym, którzy borykają się z różnymi problemami zdrowotnymi. Głowa do góry i do przodu :o).

piątek, 15 stycznia 2010

I po kolejnych badaniach
W środę byłem w Katowicach na kolejnej wizycie kontrolnej. Choć warunki drogowe nie były za ciekawe Asia dowiozła nas cało i bezpiecznie. Do Katowic wybraliśmy się we wtorek popołudniu, po to aby z samego rana iść już na badania. Jakże duże było nasze zaskoczenie gdy w rejestracji dowiedzieliśmy się, że jesteśmy zapisani dopiero na godzinę 11-tą. Podczas poprzedniej wizyty dostaliśmy kartkę z terminem, ale nie było tam żadnej informacji odnośnie godziny. Udało mi się uprosić aby pobrano mi wcześniej krew na badania bo jak podejrzewałem w czasie brania cyklosporyny muszę być naczczo do pobierania krwi. Była dopiero 8 rano a ja już i tak byłem czwarty w kolejce, więc zapowiadało się dłuższe siedzenie. Kilka minut po pobraniu dostałem do ręki wyniki badania krwi i jak je zobaczyłem to nic jeść mi się nie chciało. Wartości były bardziej rozchwiane niż poprzednim razem. Najbardziej zaniepokoiło mnie to, że WBC miałem na poziomie 12,3 płytki krwi spadły mi do wartości 170 tysięcy a hemoglobina wzrosła do 12,8 i to był jeden plus. Jednak taka wysoka wartość leukocytów bardzo mnie zaniepokoiła. Czekałem na wizytę jak na szpilkach. Lekarz powiedział mi, że na tym etapie, na którym teraz jestem takie różnice mogą się jeszcze zdarzyć. Z uwagi że byłem już po pięćdziesiątej dobie miałem też pobieranie szpiku. Poznałem również wynik pierwszego chimeryzmu, wynosił 99%. Pomyślałem, że szkoda że nie 100% ale ta wartość też jest wartością wystarczającą. Z doktorem, który przyjmował mnie w przychodniu umówiłem się, że zadzwonię jeszcze na drugi dzień i dowiem się jak wstępnie teraz wygląda sytuacja w moim szpiku. Ta doba oczekiwania dłużyła mi się w nieskończoność z uwagi na te nierówne badania obawiałem się najgorszego. Niby wiedziałem, że tak się może dziać ale zdawałem sobie również sprawę z tego, że może nie być tak kolorowo i tego się obawiałem. Powtarzałem sobie musi być dobrze ale jak człowiek już ma tyle za sobą zawsze boi się dopóki nie usłyszy wyników. Po poprzednim przeszczepie początkowy okres też bywał czasem nerwowy. Dopiero upływający czas pozwala nabrać nieco dystansu i spokoju. Jednak niepewność pozostaje z nami długo, dlatego trzeba sobie powtarzać musi być dobrze i starać się głęboko w to wierzyć. Tak długo wyczekiwany telefon nieco mnie uspokoił. Co prawda dowiedziałem się, że mam w szpiku jeszcze około 2-3% blastów ale w moim przypadku gdy miałem słabszą chemię przeszczepową to dopiero szpik ma dokończyć pełnie dzieła. Lekarz zalecił mi abym cyklosporynę brał jeszcze tylko przez trzy dni (raz dziennie 25 mg) a następnie odstawił ją całkowicie i obserwował się czy GVHD nie daje o sobie znać. Następną wizytę w klinice mam zaplanowaną na koniec stycznia i mam nadzieję, że już wtedy wyniki się nieco poprawią. Głęboko w to wierzę i gorąco się o to modlę.

wtorek, 5 stycznia 2010

44 dzień po przeszczepie
Dzisiaj już czuję się bardo dobrze. Po raz pierwszy wybrałem się na zakupy do osiedlowego sklepu w ramach spaceru. Nic ostatnio mi nie dolega i mam nadzieję, że wszystko będzie OK. Czuję się dobrze, leki przyjmuję w małych dawkach a i GVHD nie daje ostatnio o sobie znać. Po poprzednim przeszczepie dopiero w 44 dniu opuściłem mury kliniki. Wiem, że wtedy mój pobyt przedłużył się z powodu wirusa CMV i innych dolegliwości. Trochę martwi mnie fakt, że nie znam jeszcze wyników chimeryzmu ale sądzę, że gdyby było w nich coś niepokojącego to na pewno zostałbym o tym powiadomiony telefonicznie. Myślę, że wszystkiego się dowiem na najbliższej wizycie w klinice, którą mam ustaloną na 13 stycznia. Teraz jeżdżę na kontrole co dwa tygodnie, jednak mam nadzieję, że ten okres niedługo się wydłuży bo droga z Rzeszowa do Katowic w warunkach zimowych nie należy do łatwych ani do przyjemnych. Choć ja i tak nie mam wielkich powodów do narzekania bo cały trud dojazdu bierze na siebie moja Asia, która mimo iż prawo jazdy zdobyła niespełna rok temu jest świetnym i rozważnym kierowcą. Najbardziej cieszy mnie to, że moje życie coraz bardziej wraca do normalności i wierzę w to, że ten kierunek będzie utrzymany. :o)