piątek, 5 sierpnia 2011

Tak na marginesie

Ostatnio mam nadwyżkę wolnego czasu więc w głowie zbiera mi się wiele myśli. Kiedy w lipcu dowiedziałem się o kolejnej wznowie wszystko w moim wnętrzu krzyczało "Boże dlaczego!!!! Czy kiedyś ten koszmar wreszcie się skończy i będę mógł odetchnąć spokojnie i bez obaw? Tak bardzo chciałem zastosować się do sloganu "Boże zatrzymaj świat ja wysiadam". Chciałem aby to wszystko okazało się być tylko koszmarnym snem. Ostatnie pięć lat upłynęło mnie i mojej rodzinie pod znakiem szpitali i czyjejś ciężkiej choroby. Bo tylko jeden 2008 rok był okresem w miarę spokojnym. Staram się w tym wszystkim dostrzec jakiś głębszy sens. Dlaczego jedna rodzina musi przechodzić przez tak wiele złych rzeczy. Wiem, że dobry Bóg daje nam tylko taki krzyż jaki jesteśmy wstanie unieść (ile jeszcze jest pokładów sił może się znaleźcć w tak wychudzonym człowieku jak ja :o) ). Mam jednak wielką nadzieję, że za jakiś czas i do mnie uśmiechnie się los, a całą tę historię będzie można będzie podsumować bajkowym stwierdzeniem "i żyli długo i szczęśliwie". Nie pozostaje mi nic innego jak gorąco w to wierzyć i gorliwie się o to modlić. Wszystkim, którzy wspierają mnie i moich najbliższych dobym słowem i modlitwą chcę serdecznie podziękować. Jestem za to niezmiernie wdzięczny. Ta świadomość dodaje mi sporo sił a z trudnymi rzeczami łatwiej walczy się mając wsparcie całej armii życzliwych osób.

No i ruszyło

Dopiero dzisiaj rozpocząłem kolejną chemię. Wczoraj zostałem przeniesiony na inny odcinek wczesnym popołudniem, a leczenie rozpisane jest tak, że zaczyna się około dziewiątej rano. Jak narazie czuję się dobrze. Leżę w sali dwuosobowej, szkoda tylko, że telewizor odbiera tylko jeden kanał TVP1 a przez znaczną część dnia słychać wiercenie i inne odgłosy remontu jaki odbywa się piętro niżej. Dzisiaj na porannej wizycie rozmawiałem z lekarzem i potwierdził to, że to leczenie nie będzie proste bo w moim przypadku organizm jest już bardzo osłabiony poprzednimi chemiami. Wiem, że zagrożenie jest duże ale ja przecież nie mam alternatywnego wyjścia. Muszę iść dalej bo co mi pozostaje, dlatego zaciskam zęby i mam nadzieję, że i tym razem mi się jakoś uda z tego wyzbierać. Kłopot w tym, że moja choroba ma duże tendencje do nawrotu a ilość chemii jakie mam już za sobą bardzo ogranicza pole działania. Wierzę, że wsparcie i modlitwa tak dużej ilości osób bliskich i nie tylko musi przynieść jakiś konkretny skutek. Dodaje mi to wiele sił. Jak zwykle staram się nie martwić na zapas choć to wcale nie jest łatwe. Teraz spodziewam się, że przez kilka dni moje samopoczucie powinno być jeszcze całkiem dobre dopiero końcem przyszłego tygodnia mogą zacząć się schody. W następną sobotę mam rocznicę ślubu (najszczęśliwszego dnia w moim życiu) szkoda tylko, że większość tych szczególnych dni zamiast z żoną znów spędzę w szpitalu. Modlę się o to i mam wielką nadzieję, że kolejne spędzimy już zawsze razem w dużo przyjemniejszych okolicznościach.