czwartek, 31 marca 2011

Dziś szesnasty dzień po chemii
Po raz pierwszy od kilku nocy mogę powiedzieć, że jestem wyspany. Mimo iż poprzedniego wieczoru temperatura ponownie przekroczyła 39.1 to tym razem po pyralginie wyszły ze mnie siódme poty, a wraz z nimi gorączka. Noga dokucza mi już coraz mniej ale niestety jest jeszcze wszechobecna  opuchlizna i dość częsty suchy kaszel. No ale wartości rosną i mam nadzieję, że wszystko powoli się ustabilizuje (choć z tego co się orientuję obawiają się tych moich kłopotów z płucami). Najważniejsze jest teraz  wydrapać się z tego dołka i wierzyć że chemia choć trochę podziałała na nowotwór. Wiem, że to zawsze długo trwa ale niestety nikt na to nie ma wpływu. Dużo sił dodało mi to, że poprosiłem księdza szpitalnego o rozmowę  i sakrament namaszczenia chorych. Większość ludzi uważa, że przyjmuje się je dopiero przed śmiercią, ale to nie prawda. Ja już przed dwoma poprzednimi przeszczepami prosiłem o tę posługę i za każdym razem dodawała mi ona sporo sił. No co mi jeszcze doskwiera to tęsknota za żoną, domem, rodziną, a nawet za naszym małym urwisem kotką Jagą. Wiem, że moja droga z powrotem do domu będzie długa i kręta ale jak już nazwałem swój blog „Białaczka to nie wyrok i można ją pokonać”.

sobota, 26 marca 2011


A więc o wznowie cd.
Dopiero dzisiaj moja kochana żonka przywiozła mi komputer, wcześniej tylko raz udało mi się dostać do klawiatury i stąd pojawił się poprzedni wpis. Wczoraj przeniesiono mnie z 5 odcinka na 4. Aktualnie jestem w 12 dobie w samym środku dołków wyników. Niestety mam też trochę niebezpieczną sytuację bo kilka dni temu ciut powyżej kolana pojawiło się u mnie dość duże, bardzo brzydko wyglądające (prawdopodobnie) zapalenie żył. Nie muszę nikomu chyba mówić jakie to jest niebezpieczne. Lekarze podjęli decyzję o wspomożeniu mojej regeneracji neupogenem (co może nieść nieciekawe konsekwencje, gdyż może spowodować że po wyjściu z dołka mam większą ilość komórek nowotworowych niż przed chemię). No ale nie wyprzedzajmy wypadków, ważne jest to co tu i teraz. Przez kilka dni Mój organizm nie radzi sobie z wymianą płynów i kilogramy przybywają jeden po drugim jak szalone. Mnie się bardzo źle chodzi z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsza te dodatkowe 10 kilo wypełniające mnie dość szczelnie i aż Mie skóra boli. Po drugie bardzo boli mnie ten stan zapalny. Więc ogólnie sytuacje mam nie za ciekawą o do tego wszystkiego dochodzą jeszcze temperatury. No ale poddawać się nie wolno i ja też nie mam najmniejszego zamiaru. Wierzę, że, Bóg mi pomoże po raz kolejny przejść przez to piekło. Mam też drobne chwile radości bo była u nie dzisiaj żonka i wyjątkowo lekarz dyżurujący pozwolił się nam zobaczyć przez kilka minut. Wiem, że to może mało ale dla kogoś w mojej sytuacji to i tak dużo. Cieszmy się nawet tymi najdrobniejszymi chwilami szczęścia. Mam nadzieję że jeszcze tej wiosny wrócę do ukochanej żonki i naszego domku.

niedziela, 13 marca 2011

No i niestety znów wszystko od nowa
W ciągu jednego dnia mój świat ponownie wywrócił się do góry nogami. W poniedziałek rano pomyślełem, że pojadę zrobić badania krwi i poszedłem do pracy. Jednak już wczesnym popołudniem jak odebrałem wyniki poczułem jak maja codzienność sypie się jak domek z kart.Wyniki były gorzej zniż złe WBC 2,3 płytki 43000 a reszta rozchwiana jak na chuśtawce. Zaraz na drugi dzień pojechałem do Katowic i po badaniu szpiku potwierdził się czarny scenariusz że mam nawrót. Z uwagi że to dopiero początek wznowy zaproponowano mi żebym odrazu został w klinice i jak najszybciej poddał się kolejnej chemii. Jeśli szczęście mi trochę dopisze znów czeka mnie dłuższy okres hospitalizacji. (Szkoda tylko że na oddział na który trafiłem jeden z pacjentów ma grypę. Mam nadzieję że w czasie spadków nic mi się nie przyplącze). Wiem, że znów czeka mnie trudny okres ale tak samo jak na początku tej drogi wiem, że nie mogę się poddać. Lekarze mówią mi że jak pozbieram się po tej chemi odrazu zostanę przeniesiony na odcinek przeszczepowy. Mam nadzieję iż w moim przypadku sprawdzi się powiedzenie "do trzech razy sztuka" i wreszcie wygram z tą chorobą raz na zawsze. Żałuję tylko, że znów muszę przejść przez to wszystko i nie mogę się cieszyć realizacją planów jakie miałem na najbliższe miesiące.