czwartek, 31 marca 2011

Dziś szesnasty dzień po chemii
Po raz pierwszy od kilku nocy mogę powiedzieć, że jestem wyspany. Mimo iż poprzedniego wieczoru temperatura ponownie przekroczyła 39.1 to tym razem po pyralginie wyszły ze mnie siódme poty, a wraz z nimi gorączka. Noga dokucza mi już coraz mniej ale niestety jest jeszcze wszechobecna  opuchlizna i dość częsty suchy kaszel. No ale wartości rosną i mam nadzieję, że wszystko powoli się ustabilizuje (choć z tego co się orientuję obawiają się tych moich kłopotów z płucami). Najważniejsze jest teraz  wydrapać się z tego dołka i wierzyć że chemia choć trochę podziałała na nowotwór. Wiem, że to zawsze długo trwa ale niestety nikt na to nie ma wpływu. Dużo sił dodało mi to, że poprosiłem księdza szpitalnego o rozmowę  i sakrament namaszczenia chorych. Większość ludzi uważa, że przyjmuje się je dopiero przed śmiercią, ale to nie prawda. Ja już przed dwoma poprzednimi przeszczepami prosiłem o tę posługę i za każdym razem dodawała mi ona sporo sił. No co mi jeszcze doskwiera to tęsknota za żoną, domem, rodziną, a nawet za naszym małym urwisem kotką Jagą. Wiem, że moja droga z powrotem do domu będzie długa i kręta ale jak już nazwałem swój blog „Białaczka to nie wyrok i można ją pokonać”.

2 komentarze:

  1. Nawet nie wiesz jak się cieszę:) codziennie zaglądam na Twojego bloga, modlę się i przesyłam mnóstwo pozytywnej energii:* 3 maj się cielputko i uszy do góry! Będzie dobrze! Kto jak nie Ty ma ją pokonać!pozdrawiam serdecznie i tak dalej! go go go do walki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kuba ... czekam ... na kolejne dobre wiadomości. Tomek K. rzeszów

    OdpowiedzUsuń