niedziela, 8 listopada 2009

No i znów na „starych śmieciach”
Po powrocie do domu w sobotę wieczorem byłem bardzo zmęczony. Marzyłem tylko o tym żeby spokojnie wyspać się we własnym łóżku. Jednak w nocy poczułem, że mam dreszcze, sprawdziłem temperaturę no i niestety okazało się, że mam ponad 39 stopni. Wziąłem pyralginę i czekałem na rano. Zadzwoniłem do Kliniki w Katowicach z pytaniem co mam robić. Po konsultacji z lekarzem pojechałem na izbę przyjęć WSS w Rzeszowie. Początkowo miałem nadzieję że dostanę tylko jakieś leki i wrócę do domu jednak gdy wróciły dreszcze i wysoka temperatura a ja siedziałem już ponad dwie godziny na krześle izbie przyjęć czekając na wyniki badań, marzyłem już tylko o tym żeby móc się gdzieś położyć dostać coś na obniżenie temperatury i spokojnie zasnąć. Zostałem przyjęty na oddział. Cały następny tydzień był jak rajd na huśtawce. Jak nie miałem temperatur to czułem się zupełnie normalnie a w momencie ich wzrostu momentalnie mnie ścinało z nóg. Po siedmiu dniach temperatury ustąpiły i czułe się już całkiem dobrze. Jednak wyniki badań morfologii były bardzo niskie i nie miałem co marzyć o powrocie do domu. Dzień za dniem mijał a ja 18 września miałem ustalony termin przyjęcia na dalsze leczenie do Katowic. Bardzo chciałem wyjść do domu przed połową września bo w tym właśnie okresie wypadają urodziny mojej żony Asi a kilka dni później moje. Miałem nadzieję, że chociaż te szczególne dni będziemy mogli świętować razem. Urodziny przyszły, przeminęły a ja nadal leżałem w szpitalu. Jedynym pocieszeniem dla mnie był fakt, że z pomocą kolegi z pracy mogłem wręczyć Asi w dniu jej urodzin duży bukiet czerwonych róż. Do domu udało mi się wyjść 14 września i musiałem już od razu szykować się do wyjazdu zaledwie za trzy dni. Jednak tu uśmiechnęło się do mnie „szczęście” bo w Katowicach lekarze wysłali wniosek do NFZ-u o przyznanie mi leku o nazwie mylotarg i dostałem telefon, że moje przyjęcie nieco się opóźni z powodu braku tego leku. Wiem, że to była komplikacja ale dla mnie oznaczało to kilka dodatkowych dni na odetchnięcie w domu. W czasie ostatniego pobytu w szpitalu wykonano również u mnie kolejne badanie krwi HBV metoda PCR i ku mojej wielkiej radości wynik tym razem okazał się ujemny. Miesięczna terapia zefiksem powiodła się. O wyniku zawiadomiłem oczywiście odrazy lekarza w Dębicy i według jego zaleceń nadal przyjmowałem ten lek. Kilka dni później dowiedziałem się też, że NFZ przyznał mi dwie dawki mylotargu. Poczułem się jakby i dla mnie znów zaświeciło słońce. Znów zacząłem się cieszyć tym, że nie tylko mam ciągle pod górkę ale i mnie się czasem coś udaje. Teraz wiedziałem, że termin mojego kolejnego przeszczepu jest tylko kwestią czasu a kolejny przeszczep to dla mnie szansa na całkowity powrót do zdrowia i do normalnego życia. Znów zacząłem się cieszyć z tego co mam bo przez ostatni okres miałem wrażenie, że co sobie tylko zaplanuję to wszystko zamienia się w gruz. Do Katowic pojechałem 2 października. Wiedziałem, że trochę tam posiedzę ale miałem jedno marzenie Święta Bożego Narodzenia spędzić już poza murami kliniki. (ale jak to będzie to się dopiero dowiem bo one dopiero przede mną :o).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz