niedziela, 3 lipca 2011

Mija dzień za dniem

Już prawie miną tydzień od mojej ostatniej wizyty w Katowicach. Ogólnie czuję się naprawdę dobrze. Siły wracają, nastrój mam dobry tylko szkoda, że pogoda nie dopisuje i nie sprzyja spacerom. Ostatnie dni można określić nawet jako zimne. Będąc w klinice rozmawiałem z kilkoma osobami w podobnej sytuacji do mnie (jak większość pacjentów poradni :o) i po tych rozmowach pozostała mi w głowie jedna myśl. Ile trzeba czasu aby uwolnić się od myśli o chorobie, lęku o wyniki i wreszcie kiedy będzie można odetchnąć. Obawiam się, że tak ciężkie przeżycia już na zawsze pozostawiają ślad w naszej świadomości. Jednak wydaje mi się, że na codzień trzeba starać się nie myśleć o chorobie. Trzeba się cieszyć każdym dniem. W mojej sytuacji nie jest to niestety zbyt łatwe. Po pierwsze jak dotąd zawsze jak tylko poczułem twardszy grunt pod nogami białaczka znów dawała o sobie znać, a po drugie jak już ja nawet czułem się lepiej to zaraz chorował koś inny z najbliższej rodziny i tak niestety na okrągło. Czasami staram się sobie przypomnieć jak wyglądało moje życie bez cienia żadnej choroby (nie myślę tu tylko o białaczce ale całej sytuacji wśród najbliższych) i ten okres wydaje mi się być tak odległy, że zaciera mi się w pamięci. Mam jednak nadzieję, że te ciemne chmury kiedyś się rozwieją i nie tylko dla mnie znów zaświeci piękne słońce. Wielu ludzi zmaga się z problemami codzienności, praca dom, dom praca i największym problemem u nich jest brak czasu. Ja już nie pamiętam jak to jest. Teraz dużo bardziej cenię sobie czas spędzony z najbliższymi. Nie chciałbym wracać do tego "wyścigu szczurów" jaki często nas otacza, jednak chciałbym aby moje problemy stały się bardziej "trywialne" (o ile mogę się tak wyrazić) a nie rozgrywały się na płaszczyźnie "gra o życie". Tego życzę z całego serca, sobie, swojej rodzinie i wszystkim, którzy spotykają się z podobną sytuacją. Myślę, że trzeba zaufać Bogu, że jeszcze wszystko będzie doobrze...

3 komentarze:

  1. często właśnie się zastanawiam czy przychodzi moment zrzucenia ciężaru. skoro wszystko potrafi wrócić w dowolnej chwili i to naprawdę zupełnie nagle. chciałbym, żeby mój drugi przeszczep był tym ostatnim, ale czy zrzucę to z siebie zupełnie - nie jestem pewien. zawsze jest ten cień na ramieniu w trakcie kontroli, o którym tu często piszesz. a teraz leżąc na szpitalnym łóżku czuję jak fajny był moment powrotu do domu po udanej i pomyślnej kontroli, człowiek nawet nie miał pojęcia:) pozdrawiam i wszystkiego dobrego! niech siły wracają prędko, a myślę, że lada dzień i pogoda się poprawi:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy pierwszym 'rzucie' białaczki po jakimś już czasie leczenia, kiedy zastanawiałam się nad swoim przeszczepem szpiku robiłam sobie 'wycieczkę' po sklepach. W jednym sklepie panie ekspedientki miały jakiś problem i go starały się rozwiązać, bardzo zaaferowane tym problemem. I pamiętam moje odczucie zazdrości, ukucie jak szpikulec, myśl "ja chcę mieć z powrotem takie problemy". Zrobiło mnie się wtedy jakoś wyjątkowo smutno. :)
    Czas sprzed choroby i bez choroby już się w głowie zaciera.
    Życzę Tobie , Kubo i Twojej rodzinie oraz innym forumowiczom tych "mniejszych" problemów.
    Pozdrawiam
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki za Twoje zdrowie. Pozdrowienia i życzenia wszystkiego najlepszego.
    Ł

    OdpowiedzUsuń