środa, 28 października 2009

No i przyszły święta

NA ten magiczny czas czekałem jak na zbawienie. Nie przeszkadzało mi, że jestem z daleka od domu. Najważniejsze było dla mnie, że szpital to już historia i fakt, że Asia była zemną. Czułem się całkiem dobrze a sterydy które dostawałem spowodowały, że wiecznie chodziłem głodny. Biedna Asia nie nadążała z robieniem zakupów. Zbliżająca się wigilia wydawała mi się magiczna. Na mieszkaniu razem z nami była Ewelina z chłopakiem i Pan Krzysiek z żoną. Przy wigilijnym stole spotkaliśmy się wszyscy razem, każdy dołożył jakieś swoje specjały i mimo, że obowiązywała nas ścisła dieta pozwoliliśmy sobie na odrobinę szaleństwa. Czas spędzony na mieszkaniu był bardzo miły ale nie mogłem się już doczekać kiedy wrócę do Rzeszowa. 2 stycznia byłem na pierwszej wizycie w poradni poprzeszczepowej. Wyniki były obiecujące więc po następnej kontroli 9.01 wróciłem do domu. Czekało mnie tam wiele niespodzianek. Z powodu, że musiałem ograniczyć kontakty z ludźmi zdecydowaliśmy się z Asia na wynajęcie kawalerki. Nie było to nic wielkiego ale cieszyłem się jak dziecko gdy mogłem po raz pierwszy przespać się we własnym łóżku. Jak to ludzie mówią „wszędzie dobrze ale w domu najlepiej”. Następną wizytę miałem początkiem lutego. Za każdym razem gdy człowiek jedzie na badania czuje się jakby miał duszę na ramieniu. Jednak jak już dostaniesz wyniki do ręki to czujesz jak kamień spada Ci z serca. Przez pierwsze miesiące jeździłem na kontrole co 4 do 5 tygodni. Za każdym razem lekarze zmniejszali mi dawki przyjmowanych leków. Jednak w marcu GVHD dało o sobie znać i zacząłem mieć Doś duże kłopoty z jedzeniem. Po przełknięciu choćby jednej kanapki musiałem się położyć i mieć nadzieję, ż uda mi się utrzymać ją w żołądku. Po kilku telefonach do kliniki znów zwiększyłem dawki przyjmowanych leków i kłopoty ustąpiły. Teraz lekarza zdecydowali się na wolniejsze tempo odstawiania leków. Cieszyło mnie bardzo, że szpital był dla mnie już tylko mglistym wspomnieniem. Wyniki każdej morfologii były naprawdę dobre. Na kontrole jeździłem zawsze z teściem (za co jestem bu niezmiernie wdzięczny) i jeszcze jedną osobą do zmiany za kierownicą.
Jednak w czasie jednej z wizyt uśmiechnęło się do mnie szczęście i spotkałem Łukasza. Obaj pochodziliśmy z jednych stron i udało nam się dogadać, że będziemy razem jeździć na kontrolę bo będzie to tańsze i wygodniejsze rozwiązanie. Łukasz miał tak ja ja przeszczep od dawcy niespokrewnionego zaledwie trzy tygodnie przede mną. Od maja jeździliśmy razem.
Po drodze było raźniej, a i stres był mniejszy bo zawsze staraliśmy się zabić czas rozmowa i nie myśleć o tym, że czeka nas badanie. Po wizycie wracaliśmy już pełni humoru i ulgi, że tym razem znów było wszystko OK. Zawsze w powrotnej drodze zahaczaliśmy o zajazd „Pod solą” w Wieliczce. Polecam wszystkim to miejsce. Podają naprawdę pyszne jedzenie w bardzo, bardzo przystępnych cenach.
Przez pierwszy okres jeździliśmy co sześć tygodni. Czas mijał i zbliżało się lato. Po jednej z wizyt udało mi się uzyskać zgodę od lekarzy na powrót do pracy. Wcześniej obiecałem sobie, że musze trochę odzyskać formę. Zapisałem się na rehabilitację i zacząłem codzić na częstsze spacery. Od piątego sierpnia wróciłem do pracy.

Ja po sterydach. (i urosła mi druga broda :o)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz