sobota, 9 kwietnia 2011


Moje małe zwycięstwa
Dzisiaj rano wstałem bardzo wcześnie i w dobrym nastawieniu. (w odróżnieniu od wczorajszego wieczoru, kiedy przez ponad godzinę byłem sam, nawet nie wiem jak to określić nieco rozdrażniony, roztrzęsiony było mi zimno, po prostu w rozsypce (jednak przez ponad 1,5 godziny temperatura było tylko około 37 stopni. Dopiero gdy w końcu podskoczyła do 38,2 i dostałem tabletkę paracetamolu mój organizm po jakimś czasie jakby sam się wyciszył.)
Jednak zupełnie nie o tym chciałem teraz napisać. Zatytułowałem ten wpis „Moje małe zwycięstwa” i jestem bardzo ciekaw czy inne osoby po chemii mają podobne odczucia, czy to tylko moje złudzenie. W okresie gdy jest, a raczej było mi najciężej, prawie wszystko mnie bolało, byłem słaby i nieporadny bardziej od małego dziecka, moja codzienność składała się z małych marzeń. Np. ostatnio w okresie gdy byłem niesamowicie opuchnięty, miałem w sobie kilkanaście litrów wody lekarze zalecili mi abym pił jak najmniej. Było to bardzo trudne bo dodatkowo temperatury przekraczały 40 stopni, a jak wiadomo gorączka wzmaga pragnienie. Udawało mi się ograniczyć spożycie płynów do nieco ponad litra na dobę. W tym okresie moim wielkim marzeniem było coś co normalnemu zdrowemu człowiekowi wydaje się trywialne. Chciałem po prostu wypić na raz pełny kubek ciepłej herbaty (wydawało mi się to największym marzeniem) a wiedziałem że mi nie wolno (przez nadmiar wody w organizmie byłem tak opchnięty, że bolała mnie prawie cała skóra, jednak nie mogłem dostać zbyt dużo środków na odwodnienie, bo poziom elektrolitów w organizmie miałem bardzo niski a nadmierne sikanie jeszcze je wypłukuje). I po kilku dniach przyszło właśnie jedno z tych moich małych zwycięstw. Poziom wody w organizmie w końcu znacznie się obniżył a ja mogłem się po prostu porządnie napić. Dało mi wiele radości a chyba nie przesadzę jak powiem że nawet szczęścia. Takich marzeń w czasie różnych chemii miałem wiele. Należało do nich: chęć samodzielnego umycia się, umycie zębów, najzwyklejsze wyjście do łazienki, zjedzenie całego posiłku i utrzymanie go w żołądku, czy chociażby chwilowa przerwa w bólu. Oczywiście i na szczęście większość tych problemów nie dotyczyła mnie w ostatnim czasie ani nawet w ciągu kilu miesięcy czy nawet lat ale wszystkie zdarzyły się w czasie mojej choroby a „mechanizm ich działania” był podobny. Małe marzenie, które wydaje się być tak odległe a po kilku dniach wreszcie upragnione zwycięstwo i tyle szczęścia w człowieku. Nie wiem czy ktoś kto tego nie doświadczył będzie umiał to zrozumieć. Ja jestem ciekawy czy ktoś, kto chorował miał podobne odczucia. Jeśli tak to wszystkim, którzy nie zakończyli jeszcze drogi do zdrowia lub dopiero ją rozpoczynają, życzę „samych małych zwycięstw”.

3 komentarze:

  1. Opublikowałem adres Twojego Bloga na: http://www.facebook.com/dobrzezejestes
    Jestem pod głębokim wrażeniem zmagań i trzymam kciuk za powodzenie!
    pozdrawiam:
    tomasz.wilk@dobrzezejestes.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też choruję na ostrą białaczkę szpikową.
    Ach te marzenia:
    umyć zęby porządnie i bezproblemowo (każde włożenie szczoteczki do ust powodu co najmniej nudności)
    zjeść i napić się, i aby to utrzymało się w żołądku
    napić się wody duszkiem, a tu tylko udaje się bardzo malutkie łyczki,
    mieć siły pójść do toalety, umyć się
    itp.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli chcesz pogadać i dowiedzieć się jak ja sobie poradziłam to napisz do mnie, dziś czuję cię dobrze . smwroc@gmail.com . pozdrawiam Kasia :)

    OdpowiedzUsuń